środa, 25 grudnia 2013

23. Ale żeś nakopcił, czyli PINTA Jak w Dym


Dzisiaj piwo w stylu Rauchenbock, czyli Koźlak dymiony. Ciekawe ile recenzji tego piwa zaczyna się od podobnych słów. Wolę nie wiedzieć. Wtedy nie traci się poczucia oryginalności. Nienawidzę wędzonego jedzenia. Kiełbas, mięsa, ryb, serów. No po prostu nie mogę zdzierżyć. Ale wędzone piwo, to nawet o smaku asfaltu jest moim ulubionym. Więc nie zastanawiając się długo od razu ściągnąłem to piwko z półki w sklepie i nawet nie pytałem ile kosztuje. Zaznaczam także, że jest to gatunek, którego zupełnie nie znam i otwarcie się do tego przyznaję.

Piwo prezentuje się zacnie. Piana bardzo obfita i gęsta. Kremowa, drobnopęcherzykowa. Barwa z pogranicza ciemnego bursztynu i karmelu. Klarowne. Piękne czerwone refleksy pod światło.

Aromat ogranicza się praktycznie tylko do jednego. Wędzonki. Albo wędzonego kurczaka, chcąc być dokładnym. Którego aromat mi nierozerwalnie kojarzy się z kukurydzą. Jakiś mam błąd w mózgu chyba.

Smak. Na samym początku, aż do ostatniego łyku, rzuca się to, że piwo jest cudownie aksamitne. Człowiek, czując zapach tego piwa, spodziewa się agresywnego smaku. No, przynajmniej ja się spodziewałem. A tu coś zupełnie innego. Delikatny smak wędzonki, równoważony przez przyjemną słodycz. Piwo ma niskie wysycenie, co tylko zwiększa lekkość picia. Nie czuć też wysokiej zawartości alkoholu (aż 7&.)

Jak tylko spróbowałem tego piwa, to opadła mi szczęka. Piwo ląduje wysoko na liście moich faworytów. A jeżeli można je uznać za dobrego reprezentanta stylu, to cały gatunek ląduje bardzo wysoko na liście ulubionych gatunków. Polecam na wszystkie długie mgliste wieczory, jak również na poranki. Najlepiej o świcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz