środa, 1 stycznia 2014

26. Norweskie imperium, czyli Nøgne Imperial Brown Ale


Szczęśliwego nowego roku. Ja to piwo piję jeszcze w starym, ale niewiele już go zostało. Jest to Imperial Brown Ale z norweskiego browaru rzemieślniczego Nøgne. Trochę się naczekało w piwnicy, ale się doczekało.

Po otwarciu pojawia się zjawisko gushingu, piwo bardzo mocno spienione wylewa się z butelki. Znaczy to, że albo trafiliśmy na piwo zakażone, albo przegazowane. Bo nie rozpatrujemy przypadku, gdy ktoś wstrząsa butelkę przed otwarciem. Trzeba to skonfrontować z zapachem i smakiem. Jak będzie nieciekawy zapach, typu zgniłe jaja, ocet, kanalizacja itp.; lub w smaku będzie bardzo kwaśne i wykrzywiające twarz, to znaczy, że trafiliśmy na zepsute. W innym wypadku jest to piwo zwyczajnie przegazowane. Może to też być sprawka zbyt dużej ilości dodatków refermentujących, ale tylko w przypadku piw tego rodzaju. Zepsute piwo jednak nie jest szczególnie groźne, gdyż zazwyczaj zepsucie powodują bakterie, które pochłaniamy z kefirami i zdrowymi jogurcikami w małych buteleczkach.

Piana szybko opada, nie pozostawiając po sobie nic. (To też, zdaje się, jest dowodem na zakażenie piwa.)

W aromacie nie ma specjalnie wyraźnych nut. Jest słodycz, jest trochę chmielu. Jest też nieco kawy. Wszystkie te aromaty są jednak bardzo delikatne. Brak niechcianych aromatów.

W smaku jednak pojawia się kwas, który góruje nad całą resztą. Czuć co prawda kawę i to dość wyraźne. Czuć słodycz, trochę alkoholu. Pojawiają się też nuty kojarzące mi się z jabłkiem, ale to pewnie przez ten kwas.

Ciężko ocenić piwo, które wydaje się być zepsute. Nie jest na tyle zepsute, żeby je wylewać, ale ciężko przez to je obiektywnie ocenić. Wiem jedno. Na pewno nie będę się przejmował i je zwyczajnie wypiję. Póki się da pić, to nie ma się co przejmować za bardzo i drążyć tematu.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

25. Gdzie ta zima?, czyli K-9 Winter Ale z Flying Doga


Zimy coś nie widać, ale zimowe ale już jest. Zrobił je dla nas browar Flying Dog z Maryland, a kupić je można w naszym ulubionym sklepie, czyli w Elysium na Monte Cassino. (Nie, niestety nie płacą mi za reklamę.) Ratebeer.com określa styl tego piwa jako English Strong Ale. No i strong na pewno będzie. 7,4% alkoholu. Co poza tym?

Piwo wygląda świetnie. Mimo biednej piany, co dla stylów angielskich nie jest niczym dziwnym, ma fantastyczny ciemnobursztynowy kolor i piękne czerwonawe refleksy.

Aromat jest słodowy, trochę też słodkawy. Nie mylić, proszę, tych dwóch pojęć. Czuć trochę alkohol w przyjemnej likierowej wersji. Aromat słodowy jest bardzo intensywny, na teście skórnym wychodzi wyraźna przypalona skórka od chleba.

Piwo w smaku jest wyraźnie alkoholowe. Dość lekkie, średnio wysycone. Smaki słodowe. Goryczka średnia, do tego trochę cierpkie. Rozgrzewa, ale równocześnie orzeźwia.

Bardzo przyjemne piwo. Tak akurat na długi wieczór. Lecz osobiście na zimę preferuję piwa cięższe, dlatego też trochę mi to piwo nie pasuje jako Winter Ale. Z drugiej jednak strony, bardzo lubię wszelkie angielskie style. Jeżeli szukacie lekkiego piwa, które można sączyć nie przeszkadzając sobie w kilkugodzinnej lekturze książki, to właśnie tego piwa szukacie. Choć, co prawda, to piwo na aż tak długo nie wystarczy. Jest za dobre.

piątek, 27 grudnia 2013

24. Rosja po holendersku, czyli Imperial Russian Stout z Emelisse


Imperialny rosyjski stout. Zawsze myślałem, że musi być na odwrót, ale może jest dowolność. Jest to piwo z serii White Label holenderskiego browaru Emelisse. 25 stopni Plato, odfermentowano do 11% alkoholu. Piwo było leżakowane w beczkach po szkockiej whisky Bowmore. Jest moc, ale powinna być też treść. Zaraz się okaże.

Osobiście mam trochę zastrzeżeń co do etykiety. Lubię minimalizm, ale jednak mnie to nie przekonuje. Kupiłem, głównie dlatego, że to RIS. No ale zobaczmy co będzie po otwarciu. Ciemne, smolisto-czarne. Gęsta, obfita piana w kolorze kawy z mlekiem. Nie umiem inaczej nazwać tego koloru. Pustka w głowie. Piana bardzo powoli opada i ładnie oblepia szkło. Świetny wygląd.

Aromaty spotykane w mocnych ciemnych piwach. Kawa, czekolada, rodzynki. Chociaż to mogą nie być rodzynki, ale mi się to tak zawsze kojarzy. (Przez te rodzynki z dyskontu, o których już wspominałem.) Do tego mocno alkoholowy aromat, ale z tych bardzo przyjemnych.

Piwo jest bardzo gęste i aksamitne. Mocno alkoholowe, ale w tym przypadku, nie tak jak czasami mam przy innych piwach, jest to bardzo przyjemny alkohol. Z drugiej strony piwo jest bardzo słodkie. Nawet trochę klejące. Nie traktuję tego jednak jako wady. Piwo ma też dużo nut kawowych, oraz rodzynkowych.

Piwo jest bardzo udane. Nie można mu nic zarzucić. Ma wspaniałą strukturę, dobry smak. Czuć trochę efektów leżakowania w beczkach. Szukajcie, i może uda wam się gdzieś dorwać, bo warto. U nas, w naszym szczecińskim sklepie, jeszcze kilka egzemplarzy możecie trafić.

środa, 25 grudnia 2013

23. Ale żeś nakopcił, czyli PINTA Jak w Dym


Dzisiaj piwo w stylu Rauchenbock, czyli Koźlak dymiony. Ciekawe ile recenzji tego piwa zaczyna się od podobnych słów. Wolę nie wiedzieć. Wtedy nie traci się poczucia oryginalności. Nienawidzę wędzonego jedzenia. Kiełbas, mięsa, ryb, serów. No po prostu nie mogę zdzierżyć. Ale wędzone piwo, to nawet o smaku asfaltu jest moim ulubionym. Więc nie zastanawiając się długo od razu ściągnąłem to piwko z półki w sklepie i nawet nie pytałem ile kosztuje. Zaznaczam także, że jest to gatunek, którego zupełnie nie znam i otwarcie się do tego przyznaję.

Piwo prezentuje się zacnie. Piana bardzo obfita i gęsta. Kremowa, drobnopęcherzykowa. Barwa z pogranicza ciemnego bursztynu i karmelu. Klarowne. Piękne czerwone refleksy pod światło.

Aromat ogranicza się praktycznie tylko do jednego. Wędzonki. Albo wędzonego kurczaka, chcąc być dokładnym. Którego aromat mi nierozerwalnie kojarzy się z kukurydzą. Jakiś mam błąd w mózgu chyba.

Smak. Na samym początku, aż do ostatniego łyku, rzuca się to, że piwo jest cudownie aksamitne. Człowiek, czując zapach tego piwa, spodziewa się agresywnego smaku. No, przynajmniej ja się spodziewałem. A tu coś zupełnie innego. Delikatny smak wędzonki, równoważony przez przyjemną słodycz. Piwo ma niskie wysycenie, co tylko zwiększa lekkość picia. Nie czuć też wysokiej zawartości alkoholu (aż 7&.)

Jak tylko spróbowałem tego piwa, to opadła mi szczęka. Piwo ląduje wysoko na liście moich faworytów. A jeżeli można je uznać za dobrego reprezentanta stylu, to cały gatunek ląduje bardzo wysoko na liście ulubionych gatunków. Polecam na wszystkie długie mgliste wieczory, jak również na poranki. Najlepiej o świcie.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

22. Nie czuć tej wuchty, czyli SzałPiw Kejter


Dziś trunek z poznańskiego browaru SzałPiw - american amber ale ochrzczone Kejter. Nie znam gwary poznańskiej, ale szybko można zrozumieć, że kejter znaczy tyle co kundel, pies przybłęda. Jaki ma związek z piwem, to ja nie wiem, ale wiem, jaki ma wuchta chmielu.

Piwo ma prezencję zwaną przeze mnie woda z kałuży. Mętne, szaro-brązowe, niezbyt interesujące. Piana gęsta, kremowa. Dla przeciętnego Kowalskiego wygląda odpychający.

Aromaty z butelki są bardzo przyjemne. Słodkie, cytrusowe, chmielowe. Po nalaniu robi się nieciekawie. Rury wodociągowe, spirytus i gruszki w occie. Ale to zwalam na bliskość terminu przydatności, chociaż ma wciąż około tygodnia.

W smaku piwo jest kwaskowate i gryzące. Goryczkowe na poziomie ledwie zadowalającym. Wyczuwalny jest nieco wspomniany wcześniej spirytus. Pojawiają się nuty ciemnosłodowe, takie jak paloność. Po dłuższym zastanowieniu wyczuwa się trochę gruszek. Niestety, owej wuchty chmielu, tak hucznie zapowiadanej, nie czuć prawie w ogóle. Co prawda goryczka jest wyczuwalna, ale jest to nachmielenie dość lekkie. Na pewno nie wysokie.

Piwo nie jest złe, aczkolwiek ciężko mi wystawiać ocenę ze świadomością, że to piwo może być nieco nadpsute. Gdyby nie smaki i aromaty spirytusowe w tym piwie, to było by bardzo dobre. Jeszcze gdyby goryczka była wysoka, to autorzy spełnili by całkowicie swoją powinność. A tak, spełnili ją tylko częściowo.

niedziela, 22 grudnia 2013

21. Ledwo się wylewa, czyli Imperator Bałtycki z PINTY


Długo wyczekiwane piwo, które otoczone było swego rodzaju aurą tajemniczości. Najpierw wiadomo było tylko, że będzie 25 stopni Plato. No to się zaczęły spekulacje. Później pojawiła się pogłoska, że ma być lagerem. I tym się okazał Porter Bałtycki w wersji Imperialnej. Wszystkiego więcej i mocniej, jak to w Ameryce. Co z tego wyszło? Już sama długość składu jest imponująca: osiem słodów, ekstrakt sodowy, cukier, siedem odmian chmielu. Gdy już miałem dwie buteleczki w rękach, to cieszyłem się jak na swój pierwszy raz. Pierwszą otwieramy dziś, druga poczeka. Może do przyszłego sylwestra, może dłużej. Piwo udało się zdobyć bardzo szybko dzięki sprawnym manewrom chłopaków z Elysium.

Piwo ma bardzo obfitą pianę. Bez dwóch zdań. Tak mocno mi się już dawno piwo nie spieniło. Piana jest gęsta, drobna i bardzo trwała. Jej kolor kawy z mlekiem ładnie pasuje do niemal czarnego piwa. Po prawdzie piwo jest nieco brązowawe, ale okryte pod pianą robi się praktycznie czarne.

Aromaty głównie słodkie i owocowe. Takie kompotowe. Truskawka i wiśnia. Do tego trochę aromatów kawowych/palonych.

Piwo jest bardzo, ale to bardzo gęste. Ostatnie kropelki z trudem odrywają się od butelki przy nalewaniu. Jest bardzo aksamitne, dość nisko wysycone, przez co bardzo dobrze wchodzi. Na początku w piwie przeważa słodycz. Później wyczuwalny jest też alkohol, który jest troszeczkę gryzący, ale w żaden sposób nie niszczy wrażeń. Jest też wyraźnie goryczkowe, oraz nieco kwaskowate, co może być powiązane z nutami kawowymi. Imperator jest bardzo treściwy. Do tego stopnia, że naprawdę można się nim najeść. Odfermentowanie z 25 stopni 9 procent jednak robi swoje.

Bardzo dobre piwo. Jeżeli lubicie portery - lećcie już jutro z rana na Monte Cassino i wyposażcie się w swojego Imperatora (albo dwa, trzy, tudzież siedem.) Jest jak najbardziej godny polecenia i wątpię, żeby był w stanie kogokolwiek zawieść. Ale, co tu dużo udawać. Ja też specjalnie wybredny nie jestem, więc zamiast wierzyć na słowo - sprawdźcie sami.

sobota, 21 grudnia 2013

20. Choinka w płynie, czyli AleBrowar i Saint No More


I drugie z piw z kategorii "na pohybel", czyli świąteczna IPA zamiast piernika. Piwo uwarzone przez AleBrowar. Jest to IPA chmielona tylko jednym gatunkiem chmielu, czyli single hop Simcoe. Oczywiście podniósł się niezły raban, że jak to, kolejna IPA, wspominałem zresztą o tym w poprzedniej notce, która traktowała o bardzo podobnym piwie, tylko, że zza morza. Ja, jako antyfan wszelkich piw piernikowych jestem bardzo zadowolony z takiego podejścia i życzę więcej takich "wiarołomnych" pomysłów.

Piwo wyglądem nie odbiega od wzorców. Jasne, złociste, obfita piana. Tak jak przystało na IPĘ.

Pierwsze wyłaniają się słodkie i chmielowe aromaty. Czuć też trochę grejpfruta. Później, gdy piwo już się uspokoi na pierwszy plan wychodzą aromaty choinkowe, czyli sosna, żywica i temu podobne.

W smaku jako pierwsza wyczuwalna jest bardzo wysoka goryczka. A zaraz za tym czuć żywicę, i delikatny posmak grejpfrutów.
Piwo jest nisko wysycone i treściwe. Goryczka jest bardzo agresywna, rzekłbym nawet przytłaczająca. Trochę zalega, ale ja nigdy nie uznawałem za wadę delikatnego zalegania. Gdy piwo trochę się odstało zaczęły uciekać z niego najmocniejsze smaki żywiczne, ustępując nieco miejsca słodyczy, co dało bardzo ciekawą harmonię.

Tegoroczny Saint no More bardzo mi przypadł do gustu. Jest agresywny i na pewno nie jest piwem dla każdego, ale jest udany i warto go spróbować. Warto to piwo pić powoli, żeby pozwolić mu się odstać i wygazować, co odsłoni słodkie smaki. Ogólnie rzecz biorąc byłem od początku bardzo pozytywnie nastawiony do tego piwa, bo jest zrobione na pohybel modzie wszelkich piw piernikowych. I nie zawiodłem się. Uważam, że wyszło bardzo dobrze. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wyszło lepiej niż ta sama koncepcja w BrewDogu.